Ginny obudziła się. Deszcz nadal stukał o szyby. Spojrzała na Hermionę leżącą kilka metrów od niej. Miała opuszczone powieki. Pierś spokojnie jej falowała. Ginny wymknęła się z pokoju. Celem jej wędrówki była kuchnia. Usłyszała cichy pisk. Różdżka została w pokoju. Odwróciła się. Korytarz był pusty. Serce zaczęło jej szybciej bić. Poszła dalej obserwując bacznie każdy kąt domu przez, który szła. Wiedziała, że nie jest sama.
- Ginny, gdzie idziesz? - usłyszała głos. Odwróciła się gwałtownie. Zobaczyła Harry'ego. Wpatrywał się w nią zielonymi oczami.
- Wystraszyłeś mnie - fuknęła. Chłopak podszedł do niej. Pod jego intensywnym spojrzeniem poczuła się nieswojo. - Harry... Czemu tak na mnie patrzysz? - wyciągnął ręce i objął nimi jej twarz. Przyciągnął ją do siebie i pocałował mocno w usta. Ginny zamknęła oczy. Zaczęli przemieszczać się. Zeszli po schodach w dół nadal ściskając się w jednym pocałunku. Wyskoczyli na zewnątrz. Deszcz bębnił im po głowach.
Ginny była cała mokra i była pewna, że Harry też. Oderwała się od niego. Odgarnęła mu z czoła mokre kosmyki i wzięła wdech.
- Harry - wymamrotała nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć. - Czego chcesz?
- Ciebie - wymruczał cichym głosem. Ginny poczuła się dziwnie. Przeszył ją dreszcz. Podniecenia? Zamknęła oczy ciekawa co chłopak miał na myśli. Poczuła jak jego usta dotykają jej. Ręką wędrował po jej plecach i muskał nimi ciemnorude włosy.
- Długo jeszcze będziecie się tu migdalić?! - usłyszeli krzyk. Gwałtownie odskoczyli od siebie. Zobaczyli Rona. Draco stał obok niego z parasolką w dłoni. Ron podbiegł do nich i zawlókł na ganek. Wszyscy zmieścili się pod niedużym dachem. Weszli do środka.
- Zrobię wam herbatę - powiedziała Hermiona. Siedziała w jadalni przy dużym stole. Podeszła do czajnika i wlała do niego wodę. Ginny cała mokra usiadła na krześle. Harry obok niej.
- Co wam przyszło do głowy? - spytał Ron obserwując siostrę ze wstrętem.
- Ron! A ty i Lavender?! Obściskiwaliście się publicznie w każdej sekun... - wybuchła Ginny gestykulując przy tym rękoma.
- Co się tu dzieje? - na schodach pojawiła się pulchna postać w szlafroku. Pani Weasley miała zaspan oczy. - Obudziliście mnie wrzaskami. Ginny! Harry! Czemu jesteście mokrzy?
- Bo my... - zaczął Harry. - Wyszliśmy z domu...
- Idźcie się przebrać. Natychmiast! - ucięła gospodyni. Ginny pomaszerowała na górę do swojego pokoju. Zrzuciła z siebie mokre ubrania i wcisnęła się w jeansy oraz liliowy sweter. Wyszła z pokoju unikając drzwi prowadzących do pokoju brata. Tam był Harry. Ginny nie mogła się powstrzymać. Kochała go - ale dlaczego zależało jej na jego bliskości? Otworzyła drzwi. Harry siedział na łóżku. W ręce miał jakiś album. Ginny nieśmiało przycupnęła obok niego na łóżku. Na pierwszej fotografii zauważyła rudowłosą kobietę obejmującą mężczyznę o czekoladowych oczach. Rodzice chłopaka.
- Czy to Lily i James? - zapytała rudowłosa wpatrując się w ruszające się zdjęcie.
- Tak. Dostałem od Hagrida. - wyszeptał Harry. Pokój ogarnęła cisza.
- Herbata!
Ginny wybiegła z pokoju pierwsza. Czuła się niezręcznie mówiąc o zmarłych rodzicach Harry'ego. Odebrała od szatynki kubek parującego napoju i przyłożyła naczynie do ust. Gorący napar wleciał jej do buzi. Rozkoszowałaby się owocowym napojem lecz coś jej w tym przeszkodziło.
Wszystkie światła zgasły. Ginny pchnęła drzwi. Było zupełnie ciemno. Gdzie była? Wciąż w swoim domu? I dlaczego światła zgasły? Rozejrzała się po pokoju. Usłyszała wrzask i przerażający śmiech. Obracała się wokół i szukała jakiejkolwiek wskazówki. Włączniki nie działały. Nagle światła się włączyły. Pokój był zielony. Na środku wirowały wszystkie meble. Pisnęła. Rozejrzała się. Telewizor rozbił się o podłogę. Odłamki szkła zaczęły latać wokół niej. Próbowała się od nich odpędzić. Jeden z nich przeciął jej dłoń. Syknęła z bólu. Zauważyła Harry'ego. Siedział na kolanach. Łapał się za głowę.
- Co się dzieje?! - wrzasnęła przekrzykując panujący w pomieszczeniu harmider.
- Knot... Ona... Wizja... - mamrotał pod nosem. Ginny pobiegła przed siebie. Wpadła lewą nogą w wir. Wrzasnęła. Hermiona złapała ją za rękę. Próbowała ciągnąć lecz Ginny zanurzała się w wirze coraz głębiej.
- Pomocy! - zawołała bezradnie Granger próbując wyciągnąć przyjaciółkę z wiru. Ginny usłyszała krzyk. Potem swoje imię.
Ostatnie co zobaczyła była ława lecąca ku jej.
Otworzyła oczy. Była w ciemnym pomieszczeniu. Było wilgotno i chłodno. Jak w lochach. Wstała. Poczuła pulsujący ból na czole. Dotknęła miejsca, które ją bolało. Na palcu miała krew.
- Halo! - zawołała. - Jest tu kto?!
- Ginny - usłyszała pisk Rona. Rozejrzała się. Leżał kilka centymetrów od niej. Usiadł sztywno. Na ustach miał szerokie rozcięcie. Rudowłosa wzdrygnęła się.
- Gdzie my jesteśmy do cholery jasnej? - usłyszała szept Harry'ego.
- Hermiono! - krzyknęła. - Harry! Jesteście tu?
- Tak - dodał obolały głos Dracona. - I ja też tu jestem, Weasley!
Zignorowała to, że miał mówić jej po imieniu.
- Okej - mruknęła. - Musimy się stąd wydostać. Gdzie jesteśmy?
Usłyszała kroki. I ponownie śmiech, który usłyszała wcześniej w Norze. Zapaliło się światło. Była w... Komnacie Tajemnic. Ku niej szedł gruby mężczyzna. Korneliusz Knot. Obok niego wysoka blondynka o opalonej cerze. Miała lśniące zielone oczy i uśmiech białych zębów. Ubrana była w obcisłą, długą, czarną sukienkę.
- O, Harry Potter i jego banda - prychnął Knot lustrując Pottera wzrokiem. Cała czwórka przyjaciół stała wpatrując się w Korneliusza i jego towarzyszkę. - Och, pewnie dziwicie się, że tu jesteście. W święta. W Hogwarcie? Och, zabawne. Ale - jego głos był ostry. - Nieliczni przeżyli. Jeśli chcecie skazać przyjaciół na śmierć... Proszę. Wydostańcie się i nas pokonajcie. Do rychłego zobaczenia!
Deportował się razem z blondynką. Ginny nie zrozumiała ani słowa. Jest tu uwięziona?
- Musimy stąd uciekać - Harry pobiegł przed siebie. - Nie ma drzwi... Deportować się...
- Na terenie Hogwartu nie można - burknęła Hermiona.
- Khem, khem! To jak Knot i ta baba to zrobili? - fuknął Ron nadal wpatrując się w miejsce, na którym stała kobieta. - No wiecie ona musi być dobra. Jeśli jest taka... Ładna...
- Ronaldzie! - wrzasnęła Hermiona. - Jak możesz myśleć teraz o takich błahych sprawach jak... Ona. Musimy zająć się teorią.
- Dajcie mi dojść do słowa - przerwał im Dracon. Wszyscy przenieśli zdziwione spojrzenia w jego stronę. - Oni mogą się deportować. Więc my też.
- Ech, warto spróbować. Na trzy - burknął Harry bez przekonania. - Raz, dwa, trzy!
Wszyscy skupili się na jednym miejscu. Wielka Sala. Znaleźli się w niej. Harry spojrzał z uniesionymi brwiami na Malfoy'a.
- Skąd wiedziałeś? - wyjąkał.
- Nie ważne - fuknął. - Chodźmy, słyszę kroki!
Schowali się za stołem Ravenclawu, który był najbliżej. Draco kątem oka zauważył, że do środka wchodzi blondynka.
- Halo! - wrzasnęła piskliwym głosem. - Wiem, że tu jesteście. Hm...
Crucio! - wycelowała prosto w twarz Ginny. Dziewczyna poczuła przeszywający ból na całym ciele. Z gardła Hermiony wydarł się krzyk. Rudowłosa upadła na ziemię z dużym hukiem.
- Nie w nią suko! - krzyknął Draco. Wycelował różdżką prosto w twarz kobiety. -
Avada Kedavra!
Zrobiła unik uśmiechając się szeroko.
- Blondynku, nie udało ci się - pokazała gest płaczu. - No cóż, trudno - zaświergotała.
Harry wykorzystał okazję i wcelował w nią.
-
Crucio!
Upadła na ziemię z szeroko otwartymi oczami. Ginny poczołgała się do niej i objęła rękoma jej różdżkę.
- Nie tak szybko - syknęła blondynka. Odepchnęła od siebie rudowłosą. Ginny uderzyła o stół. Usłyszała dwa krótkie słowa.
I to jej wystarczyło by zamknąć oczy...