piątek, 10 października 2014

Koniec z końcem

Koniec z ginny-and-draco-love.blogspot.com ...
Teraz nowy blog. Nie mój. Mojej przyjaciółki.
Naprawdę lepszy od mojego :D Sama ją w to wciągnęłam
i owszem pomagam jej...
Nie będę zwlekać, zapraszam was:
♥♥♥


środa, 10 września 2014

Rozdział VI

   Ginny obudziła się. Deszcz nadal stukał o szyby. Spojrzała na Hermionę leżącą kilka metrów od niej. Miała opuszczone powieki. Pierś spokojnie jej falowała. Ginny wymknęła się z pokoju. Celem jej wędrówki była kuchnia. Usłyszała cichy pisk. Różdżka została w pokoju. Odwróciła się. Korytarz był pusty. Serce zaczęło jej szybciej bić. Poszła dalej obserwując bacznie każdy kąt domu przez, który szła. Wiedziała, że nie jest sama.
- Ginny,  gdzie idziesz? - usłyszała głos. Odwróciła się gwałtownie. Zobaczyła Harry'ego. Wpatrywał się w nią zielonymi oczami.
- Wystraszyłeś mnie - fuknęła. Chłopak podszedł do niej. Pod jego intensywnym spojrzeniem poczuła się nieswojo. - Harry... Czemu tak na mnie patrzysz? - wyciągnął ręce i objął nimi jej twarz. Przyciągnął ją do siebie i pocałował mocno w usta. Ginny zamknęła oczy. Zaczęli przemieszczać się. Zeszli po schodach w dół nadal ściskając się w jednym pocałunku. Wyskoczyli na zewnątrz. Deszcz bębnił im po głowach.
   Ginny była cała mokra i była pewna, że Harry też. Oderwała się od niego. Odgarnęła mu z czoła mokre kosmyki i wzięła wdech.
- Harry - wymamrotała nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć. - Czego chcesz?
- Ciebie - wymruczał cichym głosem. Ginny poczuła się dziwnie. Przeszył ją dreszcz. Podniecenia? Zamknęła oczy ciekawa co chłopak miał na myśli. Poczuła jak jego usta dotykają jej. Ręką wędrował po jej plecach i muskał nimi ciemnorude włosy.
- Długo jeszcze będziecie się tu migdalić?! - usłyszeli krzyk. Gwałtownie odskoczyli od siebie. Zobaczyli Rona. Draco stał obok niego z parasolką w dłoni. Ron podbiegł do nich i zawlókł na ganek. Wszyscy zmieścili się pod niedużym dachem. Weszli do środka.
- Zrobię wam herbatę - powiedziała Hermiona. Siedziała w jadalni przy dużym stole. Podeszła do czajnika i wlała do niego wodę. Ginny cała mokra usiadła na krześle. Harry obok niej.
- Co wam przyszło do głowy? - spytał Ron obserwując siostrę ze wstrętem.
- Ron! A ty i Lavender?! Obściskiwaliście się publicznie w każdej sekun... - wybuchła Ginny gestykulując przy tym rękoma.
- Co się tu dzieje? - na schodach pojawiła się pulchna postać w szlafroku. Pani Weasley miała zaspan oczy. - Obudziliście mnie wrzaskami. Ginny! Harry! Czemu jesteście mokrzy?
- Bo my... - zaczął Harry. - Wyszliśmy z domu...
- Idźcie się przebrać. Natychmiast! - ucięła gospodyni. Ginny pomaszerowała na górę do swojego pokoju. Zrzuciła z siebie mokre ubrania i wcisnęła się w jeansy oraz liliowy sweter. Wyszła z pokoju unikając drzwi prowadzących do pokoju brata. Tam był Harry. Ginny nie mogła się powstrzymać. Kochała go - ale dlaczego zależało jej na jego bliskości? Otworzyła drzwi. Harry siedział na łóżku. W ręce miał jakiś album. Ginny nieśmiało przycupnęła obok niego na łóżku. Na pierwszej fotografii zauważyła rudowłosą kobietę obejmującą mężczyznę o czekoladowych oczach. Rodzice chłopaka.
- Czy to Lily i James? - zapytała rudowłosa wpatrując się w ruszające się zdjęcie.
- Tak. Dostałem od Hagrida. - wyszeptał Harry. Pokój ogarnęła cisza.
- Herbata!
Ginny wybiegła z pokoju pierwsza. Czuła się niezręcznie mówiąc o zmarłych rodzicach Harry'ego. Odebrała od szatynki kubek parującego napoju i przyłożyła naczynie do ust. Gorący napar wleciał jej do buzi. Rozkoszowałaby się owocowym napojem lecz coś jej w tym przeszkodziło.
   Wszystkie światła zgasły. Ginny pchnęła drzwi. Było zupełnie ciemno. Gdzie była? Wciąż w swoim domu? I dlaczego światła zgasły? Rozejrzała się po pokoju. Usłyszała wrzask i przerażający śmiech. Obracała się wokół i szukała jakiejkolwiek wskazówki. Włączniki nie działały. Nagle światła się włączyły. Pokój był zielony. Na środku wirowały wszystkie meble. Pisnęła. Rozejrzała się. Telewizor rozbił się o podłogę. Odłamki szkła zaczęły latać wokół niej. Próbowała się od nich odpędzić. Jeden z nich przeciął jej dłoń. Syknęła z bólu. Zauważyła Harry'ego. Siedział na kolanach. Łapał się za głowę.
- Co się dzieje?! - wrzasnęła przekrzykując panujący w pomieszczeniu harmider.
- Knot... Ona... Wizja... - mamrotał pod nosem. Ginny pobiegła przed siebie. Wpadła lewą nogą w wir. Wrzasnęła. Hermiona złapała ją za rękę. Próbowała ciągnąć lecz Ginny zanurzała się w wirze coraz głębiej.
- Pomocy! - zawołała bezradnie Granger próbując wyciągnąć przyjaciółkę z wiru. Ginny usłyszała krzyk. Potem swoje imię.
  Ostatnie co zobaczyła była ława lecąca ku jej.

   Otworzyła oczy. Była w ciemnym pomieszczeniu. Było wilgotno i chłodno. Jak w lochach. Wstała. Poczuła pulsujący ból na czole. Dotknęła miejsca, które ją bolało. Na palcu miała krew.
- Halo! - zawołała. - Jest tu kto?!
- Ginny - usłyszała pisk Rona. Rozejrzała się. Leżał kilka centymetrów od niej. Usiadł sztywno. Na ustach miał szerokie rozcięcie. Rudowłosa wzdrygnęła się.
- Gdzie my jesteśmy do cholery jasnej? - usłyszała szept Harry'ego.
- Hermiono! - krzyknęła. - Harry! Jesteście tu?
- Tak - dodał obolały głos Dracona. - I ja też tu jestem, Weasley!
Zignorowała to, że miał mówić jej po imieniu.
- Okej - mruknęła. - Musimy się stąd wydostać. Gdzie jesteśmy?
Usłyszała kroki. I ponownie śmiech, który usłyszała wcześniej w Norze. Zapaliło się światło. Była w... Komnacie Tajemnic. Ku niej szedł gruby mężczyzna. Korneliusz Knot. Obok niego wysoka blondynka o opalonej cerze. Miała lśniące zielone oczy i uśmiech białych zębów. Ubrana była w obcisłą, długą, czarną sukienkę.
- O, Harry Potter i jego banda - prychnął Knot lustrując Pottera wzrokiem. Cała czwórka przyjaciół stała wpatrując się w Korneliusza i jego towarzyszkę. - Och, pewnie dziwicie się, że tu jesteście. W święta. W Hogwarcie? Och, zabawne. Ale - jego głos był ostry. - Nieliczni przeżyli. Jeśli chcecie skazać przyjaciół na śmierć... Proszę. Wydostańcie się i nas pokonajcie. Do rychłego zobaczenia!
   Deportował się razem z blondynką. Ginny nie zrozumiała ani słowa. Jest tu uwięziona?
- Musimy stąd uciekać - Harry pobiegł przed siebie. - Nie ma drzwi... Deportować się...
- Na terenie Hogwartu nie można - burknęła Hermiona.
- Khem, khem! To jak Knot i ta baba to zrobili? - fuknął Ron nadal wpatrując się w miejsce, na którym stała kobieta. - No wiecie ona musi być dobra. Jeśli jest taka... Ładna...
- Ronaldzie! - wrzasnęła Hermiona. - Jak możesz myśleć teraz o takich błahych sprawach jak... Ona. Musimy zająć się teorią.
- Dajcie mi dojść do słowa - przerwał im Dracon. Wszyscy przenieśli zdziwione spojrzenia w jego stronę. - Oni mogą się deportować. Więc my też.
- Ech, warto spróbować. Na trzy - burknął Harry bez przekonania. - Raz, dwa, trzy!
Wszyscy skupili się na jednym miejscu. Wielka Sala. Znaleźli się w niej. Harry spojrzał z uniesionymi brwiami na Malfoy'a.
- Skąd wiedziałeś? - wyjąkał.
- Nie ważne - fuknął. - Chodźmy, słyszę kroki!
Schowali się za stołem Ravenclawu, który był najbliżej. Draco kątem oka zauważył, że do środka wchodzi blondynka.
- Halo! - wrzasnęła piskliwym głosem. - Wiem, że tu jesteście. Hm... Crucio! - wycelowała prosto w twarz Ginny. Dziewczyna poczuła przeszywający ból na całym ciele. Z gardła Hermiony wydarł się krzyk. Rudowłosa upadła na ziemię z dużym hukiem.
- Nie w nią suko! - krzyknął Draco. Wycelował różdżką prosto w twarz kobiety. - Avada Kedavra!
Zrobiła unik uśmiechając się szeroko.
- Blondynku, nie udało ci się - pokazała gest płaczu. - No cóż, trudno - zaświergotała.
Harry wykorzystał okazję i wcelował w nią.
- Crucio!
Upadła na ziemię z szeroko otwartymi oczami. Ginny poczołgała się do niej i objęła rękoma jej różdżkę.
- Nie tak szybko - syknęła blondynka. Odepchnęła od siebie rudowłosą. Ginny uderzyła o stół. Usłyszała dwa krótkie słowa.
   I to jej wystarczyło by zamknąć oczy...

Odwieszam!

  Jeśli jest takie słowo xD Odzyskałam wenę, no chyba... Być może :D No w takim razie będę pisać dalej więc oczekujcie rozdziałów (może już jutro?). Ponieważ mam na głowie naukę będą ale trochę rzadziej :)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Zawieszam...

 Nikt tego nie czytał. Niektórym będzie przykro, a niektórym nie - ja nie wiem czy mi jest przykro. Chyba tak. Z powodu tego, że nikt nie czytał. Po co mam marnować czas na pisanie? 
  Zawieszam na miesiąc, może więcej. A może na kilka tygodni? Nie wiem. Tak czy siak wiem, że zawieszam. Nie doszłam w tej historii daleko. To tyle - tylko to chciałam napisać.

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział V

   Z radia płynęła piosenka Celestyny Warbeck - Kociołek pełny gorącej miłości. Ginny starała się zatykać uszy tak często jak tylko mogła. Utrudniało jej to, że musiała wypić cały barszcz. Zasada brzmiała tak, że kto nie wypije świątecznego barszczu nie dostanie prezentu.
- A jak wypiję dwie miski dostanę dwie paczki? - spytał Ron. Swoją zupę wypił kilka minut przed innymi. Pani Weasley wbiła w niego swój sokoli wzrok, który mógł znaczyć tylko jedno.
- Jedyną osobą, która dostanie dwa prezenty - zaczęła - jest Harry.
- Ja?! - chłopak spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Tak, kochaneczku - zaszczebiotała wesoło. - Masz tu chyba wielbicielkę!
Spojrzał na Ginny. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Może Romilda Vane i grupa pokręconych psychofanek? - zażartowała Hermiona.
- Może - przytaknął. Ale w głębi duszy chciał wiedzieć czy to na pewno one. Ginny nie przejęła się tym zbytnio. Skończyła sączyć krwistoczerwony napój i odłożyła miskę przy zlewie. Powędrowała do salonu gdzie reszta rodziny czatowała przy choince. Jakiś sześcioletni chłopiec siedział na podłodze wpatrując się w okno.
 W końcu w salonie pojawił się Mikołaj w postaci pana Weasley'a. Machnął różdżką. Różnokolorowe paczki owinięte w papiery leżały pod choinką. Wszyscy natychmiast się na nie rzucili. Harry wziął swoje dwie jako ostatni. Pierwsza była od Weasley'ów. Piękna kartka świąteczna. Było też pióro od Hermiony. W drugiej paczce był jakiś zeszyt. Otworzył go. Pochyły napis na pierwszej stronie głosił:
      Własność Harry'ego Pottera. Podaj hasło.
- Hasło? - wyszeptał.
- Nareszcie otworzyłeś - usłyszał znajomy, ciepły głos. - Wystarczy, że wpiszesz tu imię i nazwisko jakiejś osoby. Wyświetlą się informacje o niej.
- Profesorze Dumbledor... To pan? - nie mógł uwierzyć.
- Oczywiście. Miłej zabawy, Harry. - starzec umilkł. Harry próbował jeszcze go przywołać jednak bezskutecznie. Uśmiechnął się do siebie i skrył dziennik pod pazuchą.
 Gdy siedzieli w pokoju Rona opowiedział im o niezwykłym prezencie.
- Wiedziałam, że coś od Dumbledor'a. - powiedziała doświadczonym tonem Hermiona.
- Mogłaś powiedzieć - droczył się z nią Ron. Uwielbiał jej dokuczać oraz grać z nią w kotka i myszkę.
- Dosyć - przerwała Ginny. - Może lepiej chodźmy się kłaść? - spytała brunetkę, która ochoczo przytaknęła, bo już wcześniej ziewała. Poszły się umyć i wskoczyły do łóżek.

 Do pokoju Ginny i Hermiony weszli chłopacy. Ginny udawała, że śpi. Padał śnieg. Rozmawiali o tym co może się dziać w Hogwarcie. Ginny miała wyrzuty, że podsłuchiwała. Lecz szybko jej przeszły gdy usłyszała szept Rona:
- Hermiono, co się dzieje z Malfoy'em? Uczepił się biednej Ginny...
- Nie mogę wam powiedzieć - odpowiedziała także szeptem. Rudowłosa była odwrócona do nich tyłem. Uchyliła lekko oczy. Lampa musiała się palić, bo widziała odbijające się cienie na ścianie.
- A skąd to wiesz? Powiedział ci ten... Sekret? - chciał wiedzieć Harry.
- Usłyszałam! Całkiem przypadkowo. Przechadzałam się korytarzem i usłyszałam go jak rozmawiał z Zabinim. - wyjaśniła. - A ty Ron przestań mnie podejrzewać!
- Nic nie robię! - odparł urażonym tonem.
- Cicho, bo obudzicie Ginny - szepnął Harry. Ron się naburmuszył, a Hermiona wpatrzyła się w ''śpiącą'' przyjaciółkę. - Moja śpiąca królewna...
- Nie rozpędzaj się - poprosił Ron co zabrzmiało raczej jak groźba. Ginny uśmiechnęła się do siebie. Po godzinie ich rozmów oraz kłótni Harry z Ronem poszli. Hermiona westchnęła i zgasiła światło.
 Odgłos rozbijających się o szybę płatków w końcu ją uśpił. Tym razem naprawdę.

 Pulchny mężczyzna siedział wygodnie w fotelu. Patrzył na tańczące w kominku iskierki. Uśmiechnął się do siebie złowieszczo. W drzwiach stanęła wysoka kobieta. Na lewej ręce widniał jakiś niewidoczny prawie znak. Jakby zdarty.
- Panie... - zaczęła.
- Panie. Tak, podoba mi się. - wtrącił. Gestem zaprosił ją na kanapę. Kobieta usiadła kręcąc swoje długie loki na palcu.
- Nazywam cię tak, bo postanowiłeś kontynuować dzieło Czarnego Pana - wytłumaczyła mu lekko oburzonym tonem. - Więc nie myśl, że cię w jakikolwiek sposób szanuję.
- Uważaj na słowa - warknął. - Wiesz co zrobiłem z Lucjuszem?
- Wyautowałeś go - mruknęła obojętnym tonem. - Wiem. - była widocznie znudzona. Założyła nogę na drugą i ziewnęła. Długie, blond loki spływały jej po plecach do pasa. Miała kocie, szmaragdowe oczy, które lśniły wpatrzone w ogień. - Jesteś... Bezlitosny.
- Lubisz mnie takiego - odparł mężczyzna.
- Wydaje mi się, że chcesz tego tak samo jak ja - zauważyła wstając. Spojrzała mu w bure oczy i zbliżyła się. Jednak mężczyzna odepchnął ją lekko od siebie.
- O co ci chodzi? - spytała prawie krzycząc.
- Claribel - westchnął ciężko. - Rzecz w tym, że teraz mam ważniejsze sprawy na głowie.
Sięgnęła po różdżkę i wycelowała nią w pulchnego mężczyznę. Zaśmiał się.
- Burzenie Hogwartu jest ode mnie ważniejsze? Potter zniszczył Czarnego Pana. Nie masz szans z tym dzieciakiem! Całkiem... Przystojnym dzieciakiem - zachichotała szyderczo.
- Claribel - mężczyzna zaczął krążyć wokół niej. - Nie rozumiesz, że jesteś mi potrzebna? Musisz tylko ściągnąć Pottera w jakieś ustronne miejsce. Wiesz w czym rzecz?
- Phi! Jasne, że wiem. Myślisz, że jestem taka głupia na jaką wyglądam? - zakpiła wskazując na twoją blond czuprynę. - Otóż, mylisz się. Uciekłam z Azkabanu. Mam głowę do takich rzeczy.
- Dlatego teraz tu jesteś - odpowiedział mężczyzna patrząc przez okno na zamglone niebo. - To misja specjalna. Zaczynamy ją teraz. Zlokalizowałem go. Spędza świąteczne wakacje u swojego głupiego przyjaciela Rona Wealsey'a.
- Weasley? Ach, ten rudzielec - zaśmiała się złośliwie. - Idę sobie ich poobserwować...
 Wyszła z domu i wzniosła się w powietrze na Błyskawicy. Nabrała szybkości i poleciała daleko. Pulchny mężczyzna odprowadził ją wzrokiem. W końcu przeistoczyła się w białą, niewidoczną kropkę na granatowym niebie. Ścisnął dłoń na różdżce i zaśmiał się szyderczo.
 Jego plan właśnie wcielał się w życie...

_________________________________________________________________________________
Bardzo krótki rozdział. Przepraszam, że taki krótki ale nie mam pomysłu.


czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział IV

   Na oko dwanaście potraw gościło na długim stole przykrytym białym obrusem. Tak naprawdę było ich o wiele więcej. Pani Weasley ciągle zerkała przez okno czy jakaś postać nie wyjdzie z odległej krainy śniegu i oczekiwania. Wraz z pierwszymi gośćmi przyszła też przyjemna atmosfera. W kominku wesoło tańczyły iskierki, a biały puszek uderzał delikatnie o okna. W końcu drzwi otworzyły się. Stały w nich trzy postacie. Harry, Ron, Hermiona i Ginny. Zdjęli szaliki oraz czapki i zostali uściskani przez panią Weasley. Ron podkradł z talerza pierożka z nadzieniem grzybowym. Nagle jego oczy poszerzyły się gwałtownie i zaczął kaszleć. Hermiona szybko zainterweniowała. Rzuciła się w jego stronę uderzając lekko w plecy.
- Ron, co się dzieje? - zapytał Harry patrząc na przyjaciela.
- Co ON tu robi? - odpowiedział pytaniem na pytanie Ron. Oczy wciąż wyskakiwały mu z orbit. Ginny spojrzała we wskazane miejsce. W kącie siedział Draco Malfoy wraz z matką. Narcyza zauważyła, że cała ich czwórka się na nią patrzy więc szybko przemieściła się w inne miejsce. Przyjaciele wykorzystali to i poszli w kierunku Malfoy'a.
- Co ty robisz w naszym domu? - warknął Ron wpatrując się w niego.
Pan i pani Wealsey musieli usłyszeć pytanie syna. Podeszli do całej ich piątki i wbili wzrok w Draco.
- Co on tu robi? - spytała Ginny patrząc na matkę pytającym wzrokiem.
- Pewnie czytaliście artykuł w Proroku - zaczął pan Wealsey. - Jak wiecie Draco i jego matka... E...
Pani Wealsey położyła mężowi rękę na ramieniu dając mu do zrozumienia, że przejmuje pałeczkę.
- Lucjusz zmarł - oświadczyła cicho. Miała już łzy w oczach co każde z nich dobrze widziało. Nie trzeba było patrzeć Molly w oczy by domyślać się jak wyglądają. - Malfoy'owie starcili dom, wszystko. Otworzyliśmy serca i pozwoliliśmy tu zamieszkać. Okazuje się, że są bardzo miłą rodziną.
- Że co?! - wykrztusił niegrzecznie Ron. - Bardzo miłą rodziną?! Mamo, on chciał zabić Harry'ego! - wbił oskarżycielskie spojrzenie w Draco. Blondyn spuścił wzrok.
- Ronaldzie Biliusie Weasley! - krzyknęła gospodyni trzepiąc Rona lekko po głowie. - Jak tak możesz mówić. Draco jest skrzywdzonym przez los, chłopcem. Umarł mu ojciec, Ronaldzie. Draco nie przejmuj się nim, dobrze?
- Czyli tak jak zawsze - mruknął Harry włączając się do rozmowy. - Proszę pani myślę, że...
- Harry - Ginny położyła mu rękę na ramieniu. Przeniosła wzrok na matkę. - Mamo, Harry uratował Malfoy'a.
- To nie ma nic wspólnego z tym co się teraz dzieje - zauważył pan Weasley. - Choć, Molly.
Draco wpatrywał się w swoje buty milcząc. Hermiona usiadła obok niego. Rudzielec teatralnie przewrócił oczami.
- Będzie dobrze - powiedziała. - Draco. Będzie dobrze.
- Nie potrzebuję waszej pomocy! - krzyknął na nich podnosząc się. - Nie wiecie jak się czuję. Ojciec był dla mnie wszystkim! Macie to gdzieś, myślicie że jak był śmierciożercą to od razu jest zły!
Przepchnął się przez Harry'ego i Ginny i zniknął za drzwiami łazienki. Hermiona wpatrywała się w nich pytająco. Spuściła wzrok. Ginny objęła przyjaciółkę.
- Chciałaś dobrze - wymamrotała. - Malfoy to dupek.
- Może i tak. Ale powinniśmy mu współczuć. - westchnęła głośno. Udali się do pokoju Rona. Na ścianach wciąż wisiały plakaty drużyn quidditcha. Ulubioną Rona były Armaty z Chudley. 
- Co o tym myślicie? - zapytał Harry. - Że pani Weasley wzięła pod swoje skrzydła kogoś kto o mało co nie zabił jej dzieci?
- Nie znasz mamy? - westchnął Ron. - Ale tata nienawidził Lucjusza chyba od zawsze. 
- Lucjusz umarł - przypomniała mu Ginny. - Może mama jest pod zaklęciem Imperiusa?!
- Nie przesadzaj - mruknęła Hermiona. - Może po prostu chcieli być mili? Ja bym też ich przyjęła.
- I co jeszcze? Malfoy spałby z tobą w jednym pokoju? - zażartował Ron. - A może w jednym łó...
- Zamknij się! - bąknęła Hermiona rumieniąc się. - Malfoy nie jest w moim typie. 
- Jaki jest twój typ? - dociekał Ron nadal świetnie się bawiąc wkurzaniem byłej dziewczyny. Hermiona spojrzała na niego z jadowitym uśmiechem rodem wziętym od nauczyciela eliksirów.
- Na pewno nie taki jakim jesteś!
- Uśmiechasz się jak Snape. Przestań, przerażasz mnie - Hermiona zachichotała.
- Możecie przestać? - zapytała Ginny. - To wygląda jakbyście nadal chodzili.
Hermiona zrobiła urażoną minę. 
- Może chodźmy coś zjeść? - zaproponował Harry. Wszyscy się zgodzili. Usiedli przy stole pełnym gości. Bill i Fleur siedzieli obok siebie. Fleur miała duży, okrągły brzuch.
- Od kiedy Flegma jest w ciąży? - spytała szeptem Ginny. Nikt nie odpowiedział. Wszyscy obserwowali Narcyzę i Dracona. Matka z synem siedzieli najdalej od licznej rodziny Wealseyów. Percy przedstawiał matce swoją żonę - Audrey. 
 Pan Weasley coś robił z mikrofalówką, którą przyniósł do domu by ją ''zbadać''. Ginny zjadła wszystko ze swojego talerza i poszła do salonu. Malfoy stał przy zlewie i pił kawę. Ginny zmuszona stanąć obok niego by odnieść talerz zagadnęła:
- Jak długo tu będziesz? - spytała.
- Aż kupimy nowy dom, mama znajdzie pracę... Te sprawy Weasley. Znaczy Ginny. - poprawił szybko. - Jesteś na mnie skazana.
- Pocałujecie się wreszcie czy nie?! - usłyszeli zrzędliwy głos. Spojrzeli na siebie przerażeni. Następnie ich oczy równo powędrowały w górę. Nad nimi rosła mała zielona roślinka. Liście układały się w usta, a owoce w oczy. 
- Nie! - zapiszczała stanowczo Ginny.
- Stoicie pod jemiołą. Jesteście zmuszeni - znikąd pojawili się bliźniacy Weasley. Zaczęli równo klaskać.
- Gorzko! Go...
- Fred! George! - wrzasnęła Ginny policzkując każdego z braci po dwa razy. Otarli zaczerwienione policzki. - Nie nauczyłam was, że koniec z żartami w mojej obecności?!
- Teraz my stoimy pod jemiołą - zauważył trzeźwo Fred. - Dawaj pyska, siostrzyczko!
- Nie! - krzyknęła rozbawionym tonem. Bracia wzruszyli ramionami i odeszli. Ginny odetchnęła z ulgą. Zapomnieli o niej i Draco. Odwróciła się i spojrzała. Draco stał jak słup soli wpatrując się w jemiołę.
- Eee tam! - warknęła jemioła. - Co się gapisz? To ja lecę! - mówiła całkiem dosłownie. Poszybowała nad głowami gości. Zatrzymała się nad Percy'm i Audrey. Ginny nie chciała wiedzieć co będzie dalej więc szybko odwróciła wzrok.
- Przepraszam za nią - rzuciła szybko i dołączyła do przyjaciół. Siedzieli na kanapie prowadząc ożywioną rozmowę na jakiś temat. Usiadła obok Harry'ego. Chłopak objął ją i przyciągnął do siebie.
- Gdzie byłaś? - chciała wiedzieć Hermiona. 
- Odkładałam talerz - wyjaśniła.
- Tak długo? - dociekał Ron.
- Jemioła mnie zaczepiła - bąknęła. - Ale to nic wielkiego, tylko głupia roślina.
- A z kim wylądowałaś pod tą głupią rośliną? - nie dawał za wygraną.
- Nie twoja sprawa - warknęła. - Zaraz będzie wspólne kolędowanie może lepiej chodźmy.
- O, racja! - przemieścili się do pokoju Rona. Ginny nie chciała znowu opuszczać przyjaciół jednak poszła do swojego pokoju i opadła na łóżko. 
  Cała sprawa z jemiołą zapadła jej głęboko w pamięci...


___________________________________________________________________________________

 Dziękuję za przeczytanie. Wiem, że taki krótki rozdział ale nie wiedziałam co tu więcej dodać :( 

 A teraz świąteczne zdjęcie, które nie pasuje, ponieważ mamy sierpień :D

Rozdział III

    W lochach było zimno. Nikt poza Ślizgonami nie lubił tego miejsca. Snape przechadzał się smętnie po klasie z drwiącym uśmieszkiem na ustach, który był widoczny na jego zmarszczonej twarzy prawie codziennie. Ginny pociła się i ciągle nerwowo zerkała do kociołka Hermiony. Jej eliksir spokoju przybrał już srebrną barwę.
- Weasley! - warknął Snape. - Rozgniotłaś kamień księżycowy? Masz to wyraźnie na tablicy! Może potrzebujesz okularów? - Ślizgoni zachichotali. Snape wpatrywał się w nią z tym samym jadowitym uśmiechem.
- Już profesorze - wymamrotała i schyliła głowę jakby chciała pokazać, że jej zależy. Snape odpuścił i poszedł krytykować prace innych uczniów. Hermiona spojrzała na nią ze zrozumieniem w oczach.
- Tylko się nie denerwuj - poradziła jej. Na całe ich szczęście Mistrz Eliksirów nie zauważył jak rozmawiają.
 Po lekcji Ginny wyszła jako ostatnia. Harry'ego i Rona nie było. Hermiona mówiła, że będzie w bibliotece. Dziewczyna zmierzała w stronę schodów ale ktoś złapał ją za ramię. Odwróciła się. Znowu Malfoy. Wpatrywał się w nią stalowoszarymi, wąskimi oczami.
- Zaczekaj - wypalił.
- A po co? - warknęła Ginny mierząc go swoimi migdałowymi oczami. Skrzyżowała ręce na biodrach i czekała.
- Zmieniłem się. Nie jestem taki jak wcześniej. Może dacie mi szansę? Wkurzanie was przestało mieć sens. - oświadczył. - Przekaż swoim przyjaciołom, że...
- Chwileczkę - ucięła. - Mam rozumieć, że tak nagle się zmieniłeś? Jeszcze wczoraj byłeś z tą swoją Parkinson. I widziałam, że mieliście zamiar ze mnie szydzić.
- Ginny - powiedział stanowczo. Po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu. - Zrozum, że się zmieniłem. Chcę po prostu się z wami zakolegować, jasne?
Spojrzała mu w oczy. Wydawały się niewinne. Miała zamiar się uśmiechnąć gdy nagle usłyszała krzyk:
- Śmierciożercy się nie ufa!
Harry złapał ją za rękę i pociągnął. Spojrzał morderczym wzrokiem na Draco i przybliżył się do niego.
- Co jej chciałeś zrobić Malfoy? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Spadaj Potter - warknął w odpowiedzi. I po prostu poszedł w stronę dormitorium Ślizgonów. Harry złapał pod rękę i Ginny i poszli razem na siódme piętro. Obaj milczeli. Zatrzymali się przed portretem Grubej Damy.
- Co on znowu od ciebie chciał? - zapytał łagodnie Harry. Pogładził delikatnie jej ramię ciepłą dłonią.
- Mówił, że się zmienił. Że mamy dać mu szansę. - odpowiedziała Ginny.
- Phi! - fuknął chłopak obejmując Ginny w pasie. Dziewczyna zaczepiła się o jego szyję. - I ty mu zaufasz?
 Ginny spojrzała na Harry'ego i uśmiechnęła się.
- Nie. Śmierciożercy się nie ufa.
Ich usta złączyły się w dwuminutowym pocałunku. Jak to zwykle bywa - coś im przerwało. Tym razem był to Ron. Widząc przyklejonych do siebie Gryfonów głośno chrząknął. Para odskoczyła od siebie.
- Ron! - zawołał Harry czerwieniąc się jak piwonia. - Ty tutaj?
- Widziałem - westchnął. - Już się pogodziłem, że chodzicie. Możemy wejść?
- Jasne.
Podali hasło i weszli. Ginny odłączyła się od chłopaków i postanowiła odrobić lekcje. Snape nie zlitował się nad nimi (jak zwykle) i zadał do napisania esej. Trzystronicowy esej na temat
Damoklesa Belby, wynalazcę wywaru tojadowego.
 Po dwóch godzinach weszła Hermiona. Miała rozmierzwione włosy. W ręce trzymała kolejną grubą książkę do przeczytania oraz zapisany zwój pergaminu.
- Co robiłaś tam tyle czasu? - dociekała Ginny.
- Pisałam tej esej. - odparła brunetka. Spakowała wszystko do torby i opadła na łóżko teatralnie trzymając się za serce. W pokoju były same. Hermiona z Ginny. Ta ostatnia spakowała książki na jutro i poszła wziąć prysznic.
 Hermiona spojrzała na drzwi łazienki.
- Tak, Draco się zmienił... - westchnęła cicho.

  Rano przy śniadaniu Gryfoni z drużyny byli gotowi na trening. Harry poprowadził ich przez błonia. Na boisku nikogo nie było. Zajęli boisko wczoraj wieczorem. Ginny wsiadła na miotłę i wzniosła się w górę. Wrześniowy wietrzyk rozwiał jej rude włosy. Uśmiechnęła się do Harry'ego. Był szukającym ale także liderem drużyny.
 Chwilę po zakończeniu treningu zaczęło padać. Deszcz zaczął nabierać na sile. Harry wzruszył ramionami.
- Pogoda pokrzyżowała nam plany - odparł. Ginny zawiązywała sznurówkę tenisówki. Kichnęła cicho. - Nabawiłaś się kataru...
- Widzisz... A-psik!
Harry złapał ją za rękę i poprowadził do zamku. Nie mieli parasoli jednak nie śpieszyli się. Przed wejściem do Wielkiej Sali pocałowali się. Ginny nie miała ochoty jeść. Zjadła połowę indyka i wyszła. Teraz był czas wolny. O dziwo nic dzisiaj nie było zadane. Jakby wszyscy nauczyciele zmówili się i specjalnie nic nie zadawali.Rudowłosa poszła do biblioteki. Rzadko tam przesiadywała, nie to co Hermiona - dla niej biblioteka była drugim domem. 
  W bibliotece było cicho. Pani Pince stukała głucho obcasami o marmurową podłogę. W pomieszczeniu było ciepło. Na ścianach wisiały ruszające się obrazy. Na jednym wysoki mężczyzna z brodą wypinał dumnie pierś, a na drugim kobieta pisała coś na pergaminie i co chwila marszczyła czoło w zamyśleniu. Dwie potężne kolumny przy wejściu także były z marmuru. Pachniało pergaminem i starymi książkami. Ginny okrążyła pomieszczenie. Pani Pince przyglądała jej się dziwnie.
- Nie czytasz nic, wynoś się - warknęła w jej stronę. 
- Ale...
- W tej bibliotece nie będzie żadnych ''ale''. A teraz jazda stąd! - krzyknęła niezbyt sympatyczna bibliotekarka. Nikt jej nie lubił. Wszyscy uciekali w popłochu na myśl, że zaraz wyciągnie różdżkę i coś im zrobi - zupełnie jak stara wiedźma. Ginny zatrzasnęła za sobą drzwi i poszła do dormitorium. Opowiedziała Hermionie co wydarzyło się w bibliotece.
- Można przywyknąć - rzuciła Miona. - Przecież wiesz jaka jest Pince.
- Ale chyba powinni coś z tym zrobić. O mały włos by...
- Starczy tego. Za dużo przebywasz z Harry'm. - jęknęła brunetka opadając na łóżko.
- To mój chłopak - odparła Ginny siadając obok przyjaciółki. - Co masz na myśli?
- No... Widzisz Harry ma małą obsesję na punkcie ratowania ludzi. - zachichotała. Ginny uśmiechnęła się. Nie zawsze cieszyło ją to, że Harry pędził wszystkim na ratunek. Nie dla sławy, tylko dla przyjemności - wyjaśniał. - Chyba nie będziesz teraz błądzić po zamku szukając kogoś kto się potknął?
- Nie! - zaprotestowała śmiejąc się. - Może i masz rację. 
- à propos Malfoy'a... Wiesz, że jego ojciec został wylany z ministerstwa? - powiadomiła ją.
- Jak to?! - nie mogła uwierzyć ruda.
- Nie wiem do końca ale tak słyszałam. Poza tym w Proroku tak pisali. - mruknęła wskazując na pismo leżące na komodzie.
- Daj to - Ginny chwyciła magazyn i nachyliła się nad nim:

            Lucjusz Malfoy - zepsute życie przez jeden upadek

 Jak mówią nam media - słynny śmierciożerca. Od swojego wysokiego stanowiska w Ministerstwie Magii spadł na samo dno. Udało nam się przeprowadzić krótką rozmowę.
RS: Jak się pan czuje?
LM: A jak się pani zdaje?!
RS: Czy to prawda, że był pan śmierciożercą? A może nadal pan jest i wierzy w powrór Sam-Wiesz-Kogo?
LM: Odczepcie się ode mnie!
 Tyle udało nam się uchwycić. Zdołaliśmy dowiedzieć się, że cała rodzina Malfoy'ów zbankrutowała. Co się stanie z ich dworem? Oczywiście każdy domyśla się, że zostanie on sprzedany lub zburzony.

  Pisała: Rita Skeeter

 Ginny odłożyła gazetę. Wpatrywała się tępo w przyjaciółkę. Hermiona nie była ucieszona. Współczuła. Nawet Draco, który nazywał ją szlamą. Co prawda przestał to robić od początku tego roku. Hermionie spodobało się to, że przestał ją oczerniać z powodu pochodzenia.
- Czyli... Oni już nie mają domu? - spytała Ginny.
- Jeszcze mają. Ale mają czas do świąt żeby się wyprowadzić - poinformowała rudą Hermiona.
- O... - Ginny nie wiedziała co powiedzieć. Że mu współczuje? - Współczujesz mu?
- Tak. Zmienił się, Ginny. Nie widzisz tego? - usiadła prosto na łóżku. Wbiła swoje brązowe oczy w zarumienioną twarz przyjaciółki.
- Nie - przyznała w końcu. - Idę powiedzieć chłopakom. Nie uwierzą w to! - Dumna z siebie rudowłosa wyszła. Hermiona została w dormitorium sama. Inne dziewczyny rzadko tu przebywały. Wolały chodzić gdzieś po zamku.
 Dziewczyna weszła do dormitorium chłopców. Usiadła na łóżku Harry'ego obok niego i obwieściła:
- Muszę wam coś powiedzieć!


 Lucjusz Malfoy siedział na fotelu. Dwudziesta pierwsza nadchodziła. Był sam w domu. Usłyszał stukanie ciężkich butów. Niski, stary mężczyzna stanął przed Lucjuszem z jadowitym uśmieszkiem na twarzy.
- To przez ciebie. Naniosłeś na mnie. - Lucjusz stanął z wyciągniętą różdżką przed pulchnym mężczyzną.
- Och, to było takie proste. Jesteś taki głupi, Lucjuszu. Byłeś śmierciożercą. Ministerstwo przecież, wiedziało. Ale powiedziałem im, że zabiłeś moją żonę. Tak naprawdę ja to zrobiłem.
- Mówisz mi to, bo koniecznie chcesz wrócić do Azkabanu? - zaśmiał się. Lucjusz miał długie jasne włosy. Mierzył lodowatym spojrzeniem pulchnego, znajomego mu mężczyznę.
- Ależ Lucjuszu. Nikt się o tym nie dowie. - powiedział powoli okrążając duży salon Malfoy'ów. Salon był okrągły. Meble oraz wystrój w stylu gotyckim. Pulchny mężczyzna zatrzymał się przy kanapie. Nie usiadł.
- Dlaczego? Myślisz, że będę trzymać język za zębami? Phi! - dodał ironicznym tonem Lucjusz.
- Zawsze myśleli, że jestem ''tym dobrym''. Odkąd mnie wylali z Ministerstwa... Cóż. Zmieniłem się całkiem. Cudem jest, że uciekłem dementorom.
- Nie będziesz mi opowiadać o swoim życiu. Masz się wynosić z mojego domu! - krzyknął blondyn.
- Twojego? Zaraz będzie mój. Jak go już kupię znowu będę na szczycie. Pamiętaj, że nie robię tego dla sławy!
- Wynoś się!
- Tak mnie traktujesz? Myślałem, że nie będę musiał tego robić. A jednak. - wyciągnął z kieszeni garnituru różdżkę. Wycelował prosto w Lucjusza.
- Co ty...
- Avada Kedavra!
Z różdżki trysnęły zielone iskry. Uderzyły prosto w Lucjusza. Pulchny mężczyzna zaśmiał się i deportował.  
 Lucjusz leżał. I już więcej się nie poruszył. 





Harry Potter Chibi Hermione Granger

Obserwatorzy